środa, 2 stycznia 2013

This is the end


Nowy rok. Nowe wyzwania. Nowe upadki.
W minionym roku przekroczyłam granice własnego bólu. Fizycznego i psychicznego. Agonia, napady histerii i skręcanie się na podłodze w spazmatycznym płaczu - idealne zobrazowanie mojego stanu w okolicach kwietnia, a później w okresie sierpień-październik.Większa część roku spędzona w stanie zawieszenia, psychicznej nieobecności, pamiętam raczej niewiele, urywki.
Kolana mam zdarte, poobijane łokcie i nadgarstki od ciągłych upadków. Upadam, ale wstaję. I coraz częściej nachodzi mnie chęć zatrzymania się na środku chodnika, czy w zatłoczonym autobusie albo supermarkecie i wykrzyczenia wszystkim, że jeszcze jestem, ciągle mnie widać, mimo tych wszystkich blizn i siniaków.
Na nadchodzący rok życzę sobie jeszcze trochę więcej siły. Widocznie wszystko można wytrzymać.

This is not the end.

1 komentarz:

  1. Co mogę dodać, najważniejsze, że mimo wszystkich upadków i bólu, który się z nimi nieuchronnie wiąże, dajesz sobie radę i się podnosisz. Znaleźć w sobie siłę do walki - wspaniałe uczucie.

    OdpowiedzUsuń